Eurovelo10

W ubiegłe wakacje wraz z Mateuszem i Jankiem zdecydowaliśmy się przejechać szlak rowerowy EuroVelo10. Jest to trasa prowadząca wzdłuż wybrzeża morza Bałtyckiego. Nie jest bardzo wymagająca, prowadzi głównie przez leśne dróżki i przecinające je liczne nadmorskie miejscowości. Nasza podróż trwała niecałe 6 dni, podczas których udało nam się pokonać 460 kilometrów.

Dzień 1: Katowice- Świnoujście- Dziwnówek (58 kilometrów)

W piątek 23 lipca około 6 rano wyruszyliśmy z Katowic. Pociąg ku naszemu zaskoczeniu był opóźniony TYLKO o 15 minut. Rowery zawiesiliśmy na hakach bez większego problemu i podekscytowani dalszą drogą czekaliśmy na stację w Świnoujściu. Podróż umilał nam pan konduktor, który bardzo zawzięcie i w zabawny sposób przypominał wszystkim o noszeniu maseczek. Nie obyło się jednak bez przygód. We Wrocławiu usłyszeliśmy komunikat, że nastąpiła potrzeba wymiany wagonu. Oczywiście wagonem wymienianym był ten rowerowy. Musieliśmy więc zdjąć rowery, wyjąć wszystkie bagaże i po przyłączeniu nowego wagonu zapakować wszystko ponownie. Spodziewane spóźnienie pociągu i niespodziewany przystanek we Wrocławiu opóźniły nasz przyjazd do Świnoujścia o prawie dwie godziny. Mimo wszystko, pełni zapału wyruszyliśmy przed siebie. Po 20 km Janek złapał gumę, co jeszcze bardziej nas spowolniło. Tego dnia udało nam się dojechać do Dziwnówka, gdzie zjedliśmy przepyszną pizzę i kilka kilometrów dalej na plaży rozłożyliśmy namiot.

Dzień 2: Dziwnówek- Łazy (100 kilometrów)

Zbieranie namiotu, śniadanko oraz poranna toaleta w toitoi-u zajęły nam bardzo długo. Dopiero o 10 wyruszyliśmy do naszego celu, jakim były Łazy. Droga przebiegała bardzo płynnie. Mieliśmy dobre tempo. Do czasu… W Ustroniach Morskich jechaliśmy wąziutką i dość uczęszczaną ścieżką tuż nad morzem. Po prawej stronie były różne sklepiki z pamiątkami. Jechaliśmy naprawdę ostrożnie i powoli. Nagle niespodziewanie ktoś wszedł Szymonowi pod koła, ten szybko skręcił kierownicą, zahaczając sakwami o sporego plastikowego wielbłąda. Figurka obróciła się dookoła siebie i spadła z wystawy na ziemię. Szymon zaczął zbierać porozrzucane kawałki wielbłąda z ziemi. Wtedy ze sklepu wyłoniła się sprzedawczyni domagająca się zapłaty 450!! złotych za wielbłąda jedynie w gotówce. Nie zgadzała się na odzyskanie pieniędzy poprzez wypłacenie kwoty z ubezpieczenia. Mimo dłuższych rozmów i negocjacji pani zawzięcie upierała się przy swojej wersji odzyskania kosztów. Wyszliśmy ze sklepu zostawiając dane kontaktowe wrazie zmiany zdania. Do naszego celu zostało nam już tylko 35 km, które pokonaliśmy szybkim tempem. W Łazach znaleźliśmy camping gdzie rozłożyliśmy swoje namioty i skorzystaliśmy z luksusowego prysznica na żetony.

Dzień 3: Łazy- Rowy (101 kilometrów)

Zdecydowanie najspokojniejszy dzień wyprawy. Zero groźnych wielbłądów na trasie. Jedynym nieprzyjemnym odcinkiem były płyty betonowe za Darłówkiem, przez które pupa dawała o sobie znać. Przejeżdżając przez Ustkę zrobiliśmy sobie dłuższy przystanek pod biedronką, w której zakupiliśmy trochę jedzenia na następne dni. Podobnie jak w Łazach, tutaj również skorzystaliśmy z campingu. Położyliśmy się spać wiedząc, że jutro czeka nas najtrudniejszy fragment trasy.

Dzień 4: Rowy- Stilo (69 km)

Wyruszyliśmy dość wcześnie rano z pozytywnym nastawieniem. Przed wyjazdem pewna pani podarowała nam maskotkę żyrafki na szczęście, którą później już po powrocie do Katowic przekazaliśmy kolejnym rowerowiczom jadącym nad morze. Droga już od samego początku nie była prosta. Na początku jechaliśmy po nieprzyjemnych dla tyłka płytach betonowych. Następną przeszkodą były bagienne tereny Słowińskiego Parku Narodowego. Na szczęście dawaliśmy radę bez większego problemu. Nie było bardzo mokro, więc bagna nie dawały się we znaki. Nieprzyjemne były jedynie owady, które gryzły jak szalone. Nie obeszło się jednak bez problemów. Na bagnach Mateuszowi zaczęły rozpruwać się sakwy. Musieliśmy zatem zrobić sobie godzinną przerwę na robótki ręczne. Po udanej misji zaszywania sakw, ruszyliśmy dalej. Odcinek pobagienny okazał się być zaskakująco trudny. Droga była piaszczysta, często pod górkę i ciągnęła się przez dobre 5 kilometrów. Niestety wszelkie utrudnienia ustały tylko na chwilę wraz z momentem wjazdu do Łeby. Tuż za Łebą powitał nas kolejny piaszczysty odcinek. Tym razem tylko 7 km piachu. Przez większość trasy walczyliśmy z rowerami próbując jechać, ale momentami szybciej było iść. Naszym celem była Białogóra, ale przy tak powolnym tempie wiedzieliśmy, że nie damy rady. Siedliśmy więc na plaży i wymyśliliśmy, że jedziemy już tylko do Stilo. Tam na campingu znaleźliśmy skrawek miejsca i rozłożyliśmy namioty. Pilnie potrzebowaliśmy tego dnia prysznica.

PS Prysznic w Stilo najlepszy w jakim się myliśmy na trasie

Dzień 5: Stilo- Władysławowo- Osłonino (81km)

Naszym zdaniem najlepszy odcinek na trasie. Mieliśmy super tempo, nic nas nie zatrzymywało. W Karwieńskim Błocie Pierwszym zboczyliśmy troszkę z trasy EuroVelo10. Zjechaliśmy na R10, aby przejechać przez Władysławowo. Zjedliśmy bardzo dobre gofry i ruszyliśmy dalej. Jeszcze we Władysławowie złapał nas jedyny na trasie deszcz, który na szczęście trwał tylko chwilkę. Tego dnia mieliśmy spać w Pucku, ale ku naszemu zaskoczeniu, mieliśmy tak dobre tempo, że bardzo spokojnym tempem pojechaliśmy jeszcze 10 km dalej do Osłonina. Tam znaleźliśmy parking nad Zatoką Pucką, gdzie postanowiliśmy spędzić noc. Przed spaniem wykąpaliśmy się jeszcze w zatoce, która okazała się nie być najczystsza.

Dzień 6: Osłonino- Gdańsk (53km)

To już ostatni dzień trasy. Wiedzieliśmy, że mamy do przejechania troszkę ponad 50 km, więc nie spieszyliśmy się. Przejechaliśmy przez Gdynię i Sopot zatrzymując się w nich na krótką chwilę. Do Gdańska dotarliśmy wczesnym popołudniem. Zjedliśmy obiad na starym mieście, pozwiedzaliśmy i cieszyliśmy się odniesionym sukcesem. O 23 Mateusz i Janek wracali pociągiem do Katowic, a my zostaliśmy Gdańsku na kolejne 2 dni w miejscu zaznaczonym na mapce. Obiekt posiada rowerownie w cenie pobytu.

Podsumowanie

Trasa zajęła nam łącznie 6 dni (w tym dwa niepełne). Przejechaliśmy 460 km po bardzo zróżnicowanych nawierzchniach. Po drodze spotykały nas liczne przeciwności losu. Każdemu z nas zdarzyły się kryzysy, ale pokonaliśmy je i udało nam się dotrzeć do celu. Każdy moment z trasy wspominamy bardzo dobrze. Nawet po trudnych chwilach pojawiał się uśmiech na twarzy, a satysfakcja po przejechaniu trasy dała nam motywację do zrealizowania kolejnych tego typu wypraw. ( Już wkrótce…)

3 thoughts on “Eurovelo10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *